Zbiórka z Wilanowem, było dość.. dziwnie. Mało osób, już po kilku kilometrach zostało nas czterech, później już tylko we dwójkę zrobiliśmy drugą rundę i stwierdziliśmy że na dziś starczy. Jutro powtórka.
Spokojnym tempem do Jabłonnej po pedały. Czułem w nogach wczorajszą walke z wiatrem.
Czas Cranków dobiegł końca, od dziś przechodzę na niezniszczalne XTRy. Miałem trochę wątpliwości bo z używkami różnie to bywa, ale okazało się że stan faktycznie idealny, starczą na dłuuugo.. i już na pewno nie pęknie sprężyna ani skrzydełko ;)
Dzisiejsza jazda kosztowała mnie sporo nerwów. Najpierw okazało się że Polar wciąż nie działa, a na końcówce mnie odcięło. Wiatr.. a raczej huragan jakiego dawno nie było, całą drogę powrotną potężna siłówa.
Saguaro uszczelnione i zalane mlekiem, więc wypada przetestować. Wzdłuż Warty, Towarne, Zielona. Ogólnie porównywalna do Pythona, ale nie do końca jeszcze ją czuję.
7 rano pobudka, 3 godziny później stoimy już na parkingu w Szczyrku. Same szosy, a ja na góralu ze slickami 1,5 czułem się trochę niepewnie :P Jak się okazało, nie było wcale tak źle. Start co prawda najgorszy jaki mogłem sobie wymyślić, czyli od razu podjazd pod Salmopol. Rzeźbiłem okrutnie, dopiero jak zjechaliśmy do Wisły odmuliło mi nogi i Kubalonka poszła leciutko. Później Ochodzita, nawrotka i znów Ochodzita :) Kubalonka bez problemów i na koniec Salmopol po raz drugi, tym razem równym tempem i dużo przyjemniej niż na początku, mimo że setka na osi już była. Udało mi się nie zrobić sobie dziś zbyt dużej masakry na czym bardzo mi zależało, najważniejsze że przed Karpaczem udało mi się zaliczyć trochę podjazdów w górach. Super trening!