Trzy razy tempo po 30min. Na początku strasznie mnie zatkało i myślałem że będą nici z jazdy, ale po godzinie poczułem się już lepiej. Wszystko byłoby fajnie.. gdyby nie to że złamała mi się dźwignia wrzutu. Nie wiem co ja teraz z tym zrobię, jedyne co wiem to że teraz już wszystko muszę ciągnąć z blatu.. co w sumie nawet nie jest takie złe.. ;)
Mimo zaplanowanego odpoczynku grzejące słońce wyciągnęło mnie na małą przejażdżkę.. i bardzo dobrze. Spokojnym tempem, wysoka kadencja. Wracając kątem oka zobaczyłem gościa na Meridzie Ninety-Six. Nie mogłem nie podjechać.. ku mojej wielkiej radości po chwili rozmowy dostałem możliwość przejechania się, a w dodatku tuż obok znalazł się ładny kamienisty zjazd. Że tak krótko powiem, buty mi spadły..
Piękna słoneczna pogoda i długi trening - nie ma nic piękniejszego. O ile nie zepsują Ci go debilni kierowcy. Nie wiem kto rozdaje prawo jazdy w Warszawie, ale tylu kretynów za kółkiem nie widziałem nigdy w życiu. Ale co by nie psuć atmosfery, mimo niemiłych akcentów trening bardzo udany. Jeszcze kilka takich dni i powoli można będzie wyglądać krechy ;) A jutro powtórka.. oby nie padało.
Spodziewałem się raczej ciężkiego poranka po wczorajszej jeździe, a tu znów zaskoczenie - noga świeża. Wygląda na to że regeneracja niesamowicie przyspieszyła po przestawieniu się na "zdrowe" godziny snu. Dorzuciłem dziś trochę wytrzymałości siłowej, w czym bardzo pomógł silny wiatr. Jutro odpoczynek.. a w piątek, patrząc na prognozy zapowiada się krótki rękaw ;)
Dzień zaczął się beznadziejnie - dowiedziałem się że przede mną kolejne 2 tygodnie oczekiwania na Polara i plany treningowe mocno się skomplikowały. W efekcie wyjechałem w złym humorze i wciąż na lekkim zmęczeniu nóg po niedzieli. Natrafiłem na mocnego 'Golonkowego' bikera, ale noga kręciła się fantastycznie, bez problemów dało radę utrzymać godne tempo i to bardzo wygodnie, pod progiem. Ostatecznie wyszło dokładnie to co na dziś zaplanowałem, bardzo efektywnie i w miłym towarzystwie.
Nic tak nie poprawia samopoczucia jak dobry trening!
Po wczorajszej walce udało się skompletować górala, także trochę dziś pokręciłem. Kilka akcentów terenowych, ale w lesie wciąż jest straszne bagno, więc sobie odpuściliśmy. Było dość długo, ale do samego końca noga kręciła się bardzo dobrze, bez jakiegoś większego zmęczenia. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu fajnie łykało się podjazdy, mimo że do tej pory cała jazda po płaskiej jak stół stolicy. Oby tak dalej.. sprawdzimy za 3 tygodnie.
Sprzęt śmiga wyśmienicie, pozostało tylko zalać koła mleczkiem i wrzucić nowy napęd.
Beznadziejne samopoczucie od początku tygodnia i kompletna bezsilność wczoraj (zakończona 11godzinnym snem) nie wróżyły za dobrze.
Pozytywnego nastawienia nie było wcale, tym bardziej po informacji że zamówione szprychy do górala będą dostępne za miesiąc - a koła trzeba robić już. Wychodzę późno i na wstępie muszę się usmażyć żeby zdążyć na umówioną godzinę.
Dobrze się kręciło.. Zdziwiłem się jak po 3 godzinach zmęczenia nie było wcale a tempo było całkiem konkretne. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak lekko mi się jechało. Wróciłem, bo szama się skończyła, a szkoda, bo dokręciłbym jeszcze godzinkę.
Wiosna idzie! Czuję się świeżo i miejmy nadzieję że jutro będzie równie dobrze. Mam nadzieję, że wczorajsza rolka była ostatnią w tym sezonie!